Home
>>
wyprawy
>>
wycieczki
>>
porady
>>
o nas
>>
kontakt
>>
linki
Home
>
wyprawy
> cypr '13
mapa
galeria
Do Larnaki na Cypr lecimy z Budapesztu, dlatego też nie mamy kartonów na rowery
Pierwszy raz stosuję patent z workami na śmieci.
W Larnace lądujemy już po zachodzie słońca. Wszystkie rowery przyleciały bez problemów, jedynie hamulce trzeba było podregulować
Dzień zaczynamy o 6 czasu cypryjskiego (5 czasu polskiego) i udajemy się w stronę Limassol.
W Limassol próbujemy dowiedzieć się, gdzie jest sklep sportowy. Według pani ze zdjęcia, do najbliższego sklepu jest 6 km.
Odpuszczamy sobie. Stwierdzamy, że jednak kuchenka benzynowa dla 6 osób wystarczy, a Marcin da radę spać bez karimaty.
Zaczynamy zatem podjazd z poziomu morza.
Jedziemy w stronę gór Trodos z jego najwyższym szczytem Olimpem (1952 m n.p.m.)
Jest koniec listopada, więc nie jest już tak zielono
Spotykamy pierwszy gaj z mandarynkami i cytrynami
Zawsze to lepiej smakuje jak się samemu zerwie, a nie kupi w sklepie ;)
Podjazd jest przyjemny, bez ostrych ścianek, parę zjazdów też było
Wjazd na Olimp rozbijamy na dwa dni. Od rana świeci słońce
Widokowych punktach ustawione są ławeczki, gdzie można odpocząć
.
Pokontemplować widoczki i pomyśleć, że w Polsce spadł pierwszy śnieg ;)
Mandarynki idealnie komponują się z Choco na kanapce
Lasu już nie ma, jesteśmy coraz wyżej
Już prawie w Trodos. Jeszcze tylko 200m podjazdów
W Trodos, czekając na resztę, zajadamy się lokalnymi specjałami i próbujemy słodkie wino - wszystko za darmo :)
Ten budynek z zielonym dachem to Trodos
Ekipa w komplecie przed ostatnim podjazdem
Na szczycie Olimpu znajduje się radar
Szczyt niestety jest niedostępny - teren wojskowy i zakaz wstępu dla cywili
Pozostaje nam zjazd, na końcówce którego Artur zalicza widowiskową wywrotkę - na szczęście nic strasznego mu się nie stało.
Nazwy miejscowości na znakach pisane są w dwóch alfabetach
I całe szczęście, bo czytanie mapy nie byłoby takie proste
W oddali majaczy Olimp i widać drogę, którą zjeżdżaliśmy
Docieramy do klasztoru Kykkos
Załapujemy się nawet na nabożeństwo
Podobno to największy i najbogatszy klasztor na wyspie i sumie dla nas jedyny, który zwiedzaliśmy
Wieczór spędzamy przy ognisku i piwku Keo zakupionym w sklepie, gdzie pani mówiła po polsku :)
Ciemno robi się w okolicach 17, więc wstajemy około 6, aby jak najwięcej skorzystać z dnia.
Od samego rana podjazd
Trochę jesienne klimaty
Tyma razem na tygodniowy wypad wystarczyły przednie sakwy
Droga delikatnie wznosi się w górę - przyjemny taki podjazd
Widoki zmieniają się i teraz nam zielono - jesień gdzieś sobie poszła
Naprawdę dużo tych zakrętów, ruch jednak malutki
Nawierzchnia bardzo dobra, widoki co chwilę się zmieniają - czego chcieć więcej
Kusiło, żeby zjechać tą szutrową dróżką
Co jakiś czas pojawiają się znaki z zakazem wstępu - jesteśmy blisko granicy między Cyprem i Tureckim Cyprem
Przyjemnie się zjeżdża w takiej scenerii
Każdy podjeżdża tak jak lubi
Jedni szybciej, drudzy wolniej
Nasz podjazd z doliny rzeki
Odcinek w górach Trodos z Kampos do Linou mogę polecić każdemu: pusto, a widoki na tyle często się zmieniają, że nie ma szans nimi się znudzić
Wiatr niestety przestaje być naszym przyjacielem
Jazdą główną drogą była pod wiatr
Kierujemy się w stronę granicy
Dużo urokliwych wąskich uliczek
Przejście do tureckiej części Cypru bezproblemowe - darmowe wizy dostajemy na karteczkach
Zakupy w Tesko? ;)
Nie ma to jak kaktus w ogródku
Flagi przypominają, gdzie na Cyprze jesteśmy
Wiatr nam dość utrudnia jazdę. Widoki natomiast iście afrykańskie
Cytryny idealnie komponują się z wodą w bidonie. To nic, że krojone brudnymi rękami na brudnych deskach ;)
Jakoś tak grecko się zrobiło
W ostatniej miejscowości przed noclegiem odwiedzamy sklep. Na migi tłumaczymy, że nie mamy lirów
Sprzedawca woła 2 dziewczyny ze smartphonem, które sprawdzają w google kursy walutowe. Później trwa negocjacja co do ceny.
W sklepie można kupić wszystko: chleb, piwo, buty, butle gazowe
Wieje tak, że ciężko myśleć o rozbijaniu namiotów.
Znajdujemy jednak na przylądku Kormakitis opuszczony dom, podobno to nawet budynek policji
Mury zabudowań chronią nas od potężnego wiatru
O poranku morze nadal jest wzburzone
Wiatr już jednak nie przeszkadza#&
Można usiąść w spokoju i popatrzyć na horyzont
Jak fale uderzają o brzeg
Jedziemy w kierunku przylądka
Dalej Cypru już nie ma
Ciężko tutaj o przyjemną plażę
Słona woda tworzy takie zlepieńce
Chwila szuterku, aby wrócić z przylądka do cywilizacji
Jedziemy 20 km wzdłuż wybrzeża - zero komercji, kurortów
Koniec listopada, a tu tyle krzewów kwitnie :)
Droga non stop góra-dół praktycznie bez ruchu samochodowego
Urocze zatoczki, jednak nie decydujemy się jeszcze na kąpiel
Tureckie wybrzeże zdecydowanie przypadło nam do gustu
Marcin wybiera trasę przez góry, gdzie prawie go aresztowano (teren wojskowy), my natomiast jedziemy wzdłuż wybrzeża)
Spotykamy się w komplecie przez Nikozją
Bloki pośrodku niczego
Na dwupasmówce udaję się wykręcić rekord prędkości tego wyjazdu: 74 km/h3$
Nie sposób nie zauważyć, na której części Cypru jesteśmy
W centrum Nikozji czekają na nas wąskie uliczki
Ozdoby świąteczne już są, jakoś tak dziwnie być ubranym w krótkie spodenki i koszulkę ;)
Nikozja - po prostu niesamowita ;)
Porzucamy na chwile swoje rowery i spacerujemy
Spotykamy wielu Polaków
W części turystycznej wszystko ładnie wygląda
Ale wystarczy spojrzeć w boczną uliczkę i widzi się rzeczywistość
Na targu tłoku nie było
Rozwiązania telekomunikacyjne i elektryczne - takie zajawki branżowe
Nikozja podzielona jest na dwie części: cypryjską i turecką - tutaj przekraczamy granicę
Meczet zwiedzamy już po cypryjskiej stronie
Część cypryjska wygląda na bardziej zadbaną
Jest różnica w porównaniu do tureckiej części, jednak jak dla mnie brakuje tu tego klimatu wschodniego
O zachodzie słońca opuszczamy stolicę i kontynuujemy poznawanie tureckiej części Cypru
Miejscówkę mogło by się wydawać mamy dobrą - udaje nam się zapalić ognisko i wypić wódkę melonową z okazji urodzin Dawida
Rano jednak okazuje się, że muezin robi nam pobudkę
Z niziny wjeżdżamy w góry Kyreńskie
Niby góry niewysokie, ale podjechać trzeba
Podjazd jednak bardzo przyjemny
Nic nam nie zakrywa widoków
Słoneczko świeci niczym w lipcu
Widać już wybrzeże
Kawałek jedziemy przyjemnym szuterkiem
Jest i trochę cienia
Naturalny napój: woda + cytryna osobiście zerwana i wciśnięta do bidonu, był też wariacje z mandarynkami
Jazda w górach Kyreńskich była naprawdę świetna
Okazało się, że nie tylko asfaltowe drogi są tutaj dobre na rower
Szkoda tylko, że ten odcinek był taki krótki
Nie wiadomo czy ślady po kamieniach, czy po strzałach z pistoletu
Z ok. 500 m n.p.m. zjeżdżamy nad morze
Wąskie, kręte uliczki, na szczęście brak samochodów
Trzeba uważać żeby wyrobić się na zakręcie
Nad morzem mamy wiatr w plecy, więc kilometry szybko lecą
Postanawiamy więc zrobić sobie przerwę na kąpiel
Mamy zatoczkę tylko dla siebie
Temperatura wody taka jak w lipcu w Bałtyku, a przy tym fale do zabawy :)
Po jednej stronie morze po drugiej góry - lubię takie połączenie :)
Drogi na półwyspie Karpas są naprawdę piękne
Zjeżdżamy z głównej drogi i jedziemy boczną dróżką
Prowadzi ona blisko morza
Turystyczne miejscowości przez które przejeżdżamy są opustoszałe
Całe szczęście, że są znaki przypominające, która stroną powinno się jechać
Tureckie wybrzeże zdecydowanie wygrywa cypryjskim
Wieczorem znowu mocno wieje, więc znajdujemy pustostan nad morzem
Dwie religie obok siebie
Tylko trawy owcom brakuje
Opuszczamy drogę przy wybrzeżu
Z dala od morza jest równie ciekawie
Teren jest pagórkowaty
Niby znowu góry, ale inne, to i widoki nowe
Dobrze wyjść przed dom i zerwać sobie mandarynkę
Wczorajszy nasz przyjaciel wiatr jest dzisiaj naszym wrogiem
W końcu zmieniliśmy kierunek o 180 stopni, on natomiast wieje dokładnie tak jak wczoraj
Panowie odpoczywają w kafejce
Profesjonalnie zamontowane znaki drogowe
Cypr kojarzył mi się właśnie z takimi budynkami
Ostatnie widoki na góry
W Gecitkale zatrzymujemy się na tureckiego kebaba
Doświadczenie w znajdowaniu pustostanów już mamy - tym razem Marcin śpi nawet na kanapie.
Należy mu się, bo zapomniał wziąć karimaty z domu
Jest to najzimniejszy poranek na Cyprze. Żałowałam, że nie wzięłam długich rękawiczek
Zatrzymujemy się przy sklepie (ceny sporo niższe niż w cypryjskiej części) i gramy w piłkę tym chłopczykiem
W Larnace ostatnia kąpiel w morzu
Odpoczynek w barze przy plaży
W samym mieście mnóstwo ozdób świątecznych
Po ostatnich zakupach trochę zwiedzamy: pozostałości miasta Kition
Kościół Agios Lazaros
Ciężko w takim stroju uwierzyć, że święta za niecały miesiąc ;)
Zażywamy ostatnich promieni słonecznych
Odwiedzamy jeszcze słone jezioro
Podobno zimą napełnia się wodą. Pod koniec listopada tu była jednak pustynia.
Ruszamy na lotnisko i żegnamy się z Cyprem
Powered by
Phoca
Gallery
mapa strony