Home
>>
wyprawy
>>
wycieczki
>>
porady
>>
o nas
>>
kontakt
>>
linki
Home
>
wyprawy
>
maroko'11
>
galerie
> wybrzeże atlantyku
wybrzeże atlantyku
marrakesz
atlas wysoki i sahara
atlas średni
Zdjęcia Maroko
W tegoroczną podróż ruszyliśmy liniami Air France z Warszawy. Dojazd i powrót do Krakowa z pudłami zasługuje na osobną relację...
Po nocy na CDG w Paryżu rankiem w atmosferze plastikowago śniadania Air France przelatujemy nad Giblartarem
Powitanie z Afryką w Casablance to formalności wjazdowe i... dużo panów w sukienkach ;)
Maroko walczy z przemytnikami, w tym celu zniszczone zostają nasze pudła, kto wie co Polacy wiozą w bidonach?
Ruch na drodze przypominał Albanię i Neapol Okazało się, że nazywanie Neapolu Afryką nie było przesadzone :)
Z lotniska pociągiem udajemy się do El Jadidy - pierwszy rzut oka na ocean
Portugalskie miasto w El Jadidzie ma świetnie zachowane mury i wiele niespodzianek...ale o tym później
Collective taxi czyli taki podmiejski bus, do którego można zmieścić wielu ludzi i jeszcze więcej bagaży...
..naprawdę wiele :)
Liczba dzieci na ulicach jest czymś, co uderza w Maroku w pierwszej kolejności
A my tymczasem razem z Saidem, Couchsurferem, udajemy się na zwiedzanie fortecy zwanej Miastem Portugalskim. Marokański Couchsurfing był mocnym punktem tej wyprawy
Korzystamy z intensywnych kolorów i zachodu słońca...
...który nad El Jadidą wyglądał interesująco
Bastion Anioła - jeden z czterech bastionów wyznaczających granicę fortyfikacji
Niestety sielskie zwiedzanie psują "elementy" krajobrazu widoczne w lewym dolnym rogu Nie był to wyjątek, a smutna rzeczywistość i lokalny "koloryt"
Stare miasto - mimo, że wpisane listę UNESCO, nie różni się niczym od przeciętnej marokańskiej dzielnicy - może nieco bardziej europejską architekturą, w końcu miasto założyli Portugalczycy w XVI w.
Co oczywiste - miejskie mury kończą się przy porcie
Rano kontynuujemy zwiedzanie. Tym razem widok na Portugalskie Miasto od strony morza
I w całej okazałości
Port podobnie jak miasto ciągle "żyje"
Said: I do it every day since I was five years old!
Ostatnim punktem w El Jadidzie jest cysterna
Ponieważ "przewodnik" opowiadał o niej po francusku wiemy tylko, że była tu woda i kręcili Indiana Jones. Ale co za różnica, ważne jak się prezentuje :)
Z El Jadidy z kopyta ruszamy na południe!
Madzia chroni głowę, bo pomimo wiatru i Oceanu jest gorąco...
Tę opinię podzielają także okoliczne osły :)
Wybrzeże, choć absolutnie nieturystyczne, bardzo nam się podoba (może właśnie dlatego)
Atlantyk robi na nas duże wrażenie
Wypada tylko się uśmiechnąć :)
Niemniej ciągle trzeba kontrolować czy jest grunt pod stopami
Tym bardziej, że wybrzeże co kawałek zmienia swoją postać
Tak! Będzie też film. Filmy z podróży poślubnej chodzą w dobrych cenach!
Nad morzem liczba dzieci nie maleje. Tu się bawią(?), gdzie indziej pomagają przy łowieniu ryb czy suszeniu wodorostów...
Plaże mogą być brudne i śmierdzące, a i tak bywają malownicze
Wbrew przeciwwskazaniom udajemy się na obiad przyrządzany na ulicy. Szybko polubiliśmy takie żarcie, szczególnie za jego cenę - ten zestaw kosztował nas ok. 7 zł
Tym bardziej, że był przyrządzany na naszych oczach :)
Czasem odnosi się wrażenie, że osiołków jest więcej niż aut
I chyba to prawda :)
Każda rzeka jest w Maroku źródłem nieokiełznanej zieleni
W drodze do Oualidii mijamy kilka warzywniaków
Liczne bociany psuły teorię o odlocie do "ciepłych krajów". One ciągle tu są!
A my cieszymy się, bo pierwsze 90 km poza nami - niestety od tego czasu długo nic nie przybywało na liczniku
Rano nie jest nam do śmiechu, bo pojawia się wilgotna "chmuro-mgła", a przecież chcemy tu zabawić kilka dni...
Po południu częściowo znika i wyskakujemy na plażę
Dobry lans nie jest zły - to się nazywają wakacje z pazurem...
Wieczorem jedziemy na targ zjeść obiad w doborowym towarzystwie lokalsów. Tutaj harira (zupka ramadanowa) z brudnej miski nad przepływającą gnojówką. Wyśmienita :)
Madzia kupuje lokalne pączki i chrust
Ten dzieciak zaskakuje swoim strojem. Większość dzieci, w przeciwieństwie do rodziców, śmiga po europejsku, najczęściej w stroju FC Barcelony
Sprzedawcy winogron. U nas nie mieli dobrej opinii - jakieś zgnite te ich owoce :/
Za to u innych wybór był duży, a asortyment smaczny
Ten chłopiec postanowił zmierzyć się z melonem. Kto wygrał?
Ci natomiast to lokalni naszoklasowicze
Kolejny dzień byczenia się na plaży
W Oualidii jest i otwarty ocean, i spokojna laguna. Tutaj pozujemy na skałach oddzielających lagunę od...Ameryki ;)?
Niestety po kilkunastu minutach wracają niskie chmury
Zmagania z rybaków z morzem były bardzo ciekawe. Najpierw żmudne pchanie
Potem "malutka" fala, która rozwiązuje wiele problemów
I już można spokojnie ruszyć na połów...
Na brzegu znajdujemy pierwszą muszelkę
Dostajemy propozycję skosztowania langusty Boimy się jednak, że rośnie od niej brzuch ;)
Madzia rusza więc na ocean
A Maciek rozkoszuje się widokiem :)
Wywietrzałe wulkaniczne skały są bardzo ostre, a ich ciekawe kształty urozmaicają jeszcze wtopione w nie muszle
Ten chłopiec zaliczy dzisiejszy dzień do udanych
Dopiero południe, a on ma już dwie niezłe rybki :)
W poszukiwaniu widzianych wczoraj płaszczek udajemy się na targ. Niestety są tylko mniejsze stworzenia
Na rurki z kremem też nie mamy ochoty...bleee :)
Niespodziankę szykują nam za to nasi sąsiedzi: piątkowy, tradycyjny kuskus
A oto i nasz "apartament". Za 4 pokoje płaciliśmy ok. 120 zł /dzień. Jak szaleć to szaleć - w końcu to podróż poślubna, 2 noce, 4 pokoje i 9 łóżek do dyspozycji :) ( tak serio to tylko tutaj był kibel bez grzyba na całą ścianę)
Jeszcze rzut oka na lagunę
I na ostatni nocleg udajemy się do "Mustafa's cave"
Zaletą jaskini jest jej położenie na ok. 20 metrowym klifie
Na rozbijające się w dole fale mogliśmy patrzyć godzinami i... patrzyliśmy. Czasami jednak te fale docierały też do nas na górę! Ocean ma moc.
Rzut obiektywem na miejscówkę: po prawej grota Mustafy.
I samo wejście do "jaskini"
Mustafa, z zawodu rybak, częściowo ją wydrążył, dołożył dach, porobił wentylację... W trakcie łowienia odpoczywa w niej, śpi...
A także zaprasza gości na miętową, supersłodką marokańską herbatę
Do Mustafy przyprowadził nas Karim, kolejny Couchsurfer
Wyskoczyliśmy jeszcze na chwilę, do starych wydrążonych przez Portugalczyków jaskiń
W tym czasie Mustafa zajął się przygotowaniem tadżinu na kolację :)
Po upewnieniu się, że w okolicy nie ma skorpionów, wcisnęliśmy się w śpiwory i (nie)spokojnie zasnęliśmy przy łomocie morza. Dla niektórych z nas noc była nadzwyczaj długa...(Madzię dopadła "klątwa Faraona", a raczej "klątwa groty Mustafy")
Rano był jeszcze czas na panoramę z drugiej strony
Skała, z której Mustafa i spółka łowią ryby
Wreszcie bezchmurny widok na plażę w Oualidii. Przed nami Marrakesz!
Powered by
Phoca
Gallery
mapa strony