Home
>>
wyprawy
>>
wycieczki
>>
porady
>>
o nas
>>
kontakt
>>
linki
Home
>
wyprawy
>
maroko'11
>
galerie
> atlas średni
wybrzeże atlantyku
marrakesz
atlas wysoki i sahara
atlas średni
Zdjęcia Maroko
Wizytę w Atlasie Średnim rozpoczynamy od mięsnego i coli - węglowodany na dzień, białko na noc - wie o tym każdy rowerzysta!
Pełni sił opuszczamy Itzer - przed nami 80 km bez cywilizacji
Z tej okazji można się nieco rozebrać
Droga prowadzi wśród iglastego lasu
A potem wspina się wyżej i wyżej
Na niebie widać ciemniejszy fragment(trzeba się dobrze przyjrzeć) - to Atlas Wysoki, sięgający od 1,5 do 2 tys. metrów wyżej
A nasza droga bynajmniej nie prowadzi w dół..
W końcu na ok. 2100 m docieramy na rozległą przełęcz
Życie jest tu dość leniwe :)
Więc i my trochę odpoczywamy
W szuwarach znajdujemy czystą wodę, co jest prekonuje nas do rozbicia obozu
Nocleg w lesie był przepiękny, a do snu kołysały nas kruki (wcale nie białe)
Po kilku kilometrach rano asfalt zniknął
Droga prowadziła przez kilka przełęczy i kilka potoków zapewniając odpowiedni poziom przewyższeń
Co kilka, kilkanaście kilometrów spotykaliśmy pasterzy lub mini wioski
Góry choć nie nadzwyczajnie duże ani surowe dostarczały nam dużo frajdy z jazdy
Te pojedyncze domy, to pierwsze napotkane przez nas osady ludzkie w Maroku, gdzie "biały" nie jest równy "zarobek"
W górach było kilka wyschniętych jezior, jedne mniej...
inne bardziej
Przy wodopoju napotkaliśmy oślą, niepełną rodzinę
Pod czujnym okiem matki, z nieufnością z obu stron nawiązaliśmy kontakt z juniorem :)
Z miejscowymi małpami kontakt był tylko wzrokowy
Widząc nas uciekały bardzo szybko na drzewa. Makaki w tej części Maroka występowały w każdym wysokim lesie
Po prawie 100 km bez sklepu docieramy nad jezioro Azigza, gdzie liczymy na cokolwiek do jedzenia
Niestety wybór jest prawie żaden i musimy zadowolić się marną konserwą
Wniosek prosty: udając się na marokańskie bezludzia trzeba zabezpieczyć sobie jakikolwiek prowiant
Widoki ciągle nas zachwycały, pomimo że daleko im było do monumentalności Atlasu Wysokiego
Pierwszy sklep tego dnia, tuż przed nocą napotykamy obok wodospadu w Source et Rbia
Dojście do niego wymaga trochę gimnastyki
Kilkusetmetrowe podejście od wioski obwarowane jest licznymi sklepikami z nie-wiadomo-czym, ale przynajmniej wyglądają one miło dla oka
Nasz ostatni nocleg pod namiotem w Maroku...
...mieścił się tuż koło drogi, na tej zapewniającej minimum prywatności górce
Rano do razu zrobiliśmy zakupy na cały dzień obawiając się powtórki z wczorajszej głodówki
Częścią zakupów musieliśmy się podzielić, ale po 2,5 tygodniach w Maroku przejęliśmy zwyczaje od miejscowych i nie oddawaliśmy już nic za darmo ;)
Droga do Ain Leuh przebiegała w sielskiej atmosferze
A za tą wioską absolutnymi bezludziami
z pięknymi widokami i ...
lasami cedrowymi
Przed el Hajeb podziwialiśmy suszenie cebuli. Nie wiedzieliśmy jeszcze, że w tym sporym mieście oleje nas Warmshower ani, że nie ma tam choćby namiastki hotelu. Z braku laku ruszyliśmy w nocną podróż do Meknes.
Poranek minął nam na zwiedzaniu tego sympatycznego miasta
Podobnie jak w Marrakeszu była stara, ładna medyna i dużo malowniczych bram
Byli też wyciskacze soków, bardziej naturalnych, niż te z Marrakeszu
Więc i sok smakował wyjątkowo dobrze
Udaliśmy się jeszcze na ostatnie zakupy
A wybór był olbrzymi
A potem ostatnim autobusem, po małej bójce na dworcu kolejowym, pojechaliśmy do Casablanki
Tutaj czekał na nas Thomas, Francuz, zaczęliśmy się więc już oswajać z Europą.
W Casablance nie sposób zdobyć karton rowerowy, a trudno też taki zwykły, gdyż jest on tam źródłem zarobku. Po nocnym spacerze po sklepach spożywczych rowery zapakowaliśmy w pudła po bananach...Nie wyglądało to dobrze, ale dotarło w całości do Warszawy, i jak widać pojechało również pociągiem do Krakowa. Kończąc w ten sposób naszą marokańską wypraw
Powered by
Phoca
Gallery
mapa strony