Home
>>
wyprawy
>>
wycieczki
>>
porady
>>
o nas
>>
kontakt
>>
linki
Home
>
wyprawy
>
maroko'11
>
galerie
> atlas wysoki i sahara
wybrzeże atlantyku
marrakesz
atlas wysoki i sahara
atlas średni
Zdjęcia Maroko
Za namową kilku osób, które straszyły nas potwornym ruchem na drodze N9, a także szalonymi kierowcami autobusów i TIRów oraz szybkiej kalkulacji pozostałego czasu decydujemy się nadrobić jeden dzień podjeżdżając autobusem z Marrakeszu ok. 70 km na przełęcz Tizi-n-Ait Imguer.
Już z autobusu widzimy, że historie o mordercach za kółkiem to gruba przesada, więc z radością wsiadamy na rower
Startujemy na wysokości ok. 1400 m n.p.m. - do przełęczy będziemy mieli w sumie ok. 1000 m w górę.
Góry Atlas zachwycają czerwonym kolorem, który z bujną zielenią tworzy cudowny obraz.
Jednak za którymś zakrętem "nagle" pojawiają się szare skały ze spaloną żółtą trawą. Jak się okaże szybkie zmiany kolorów to specjalność Atlasu Wysokiego.
W górach pojawiają się źródełka, niestety trzeba uważać, bo niektóre są słone.
Do Ouarzazate, "bramy pustyni", które wszyscy Marokańczycy określają jako prawdziwe piekło już tylko 111 km :)
Mijane wioski są bardzo podobne i wszystkie mają kolor otaczających je skał.
Obowiązkowo w każdej znajduje się meczet.
Jeśli droga prowadzi przez te wioski, nie wygląda to za ciekawie: trochę straganów, sklep i ogólny bajzel
Kilka kilometrów za Taddart rozpoczyna się najbardziej widowiskowy fragment drogi
Otaczające nas góry mają nawet 3,5 tys. m.
Widowiskowo poprowadzona droga pozwala na oglądanie "na żywo" przyrostu wysokości
Zatrzymywaliśmy się więc niemal na każdym zakręcie
A każdy kolejny pozwalał na podziwianie coraz piękniejszego widoku
Podjazd choć dość łatwy i pokonywany przy bardzo przyjemniej temperaturze zajął nam mnóstwo czasu
Co kilka zakrętów był ostry nawrót
Aż w końcu finalny widok na serpentyny na północną stronę drogi - odjazd!
Sprzedawców "wszystkiego" nie brakuje nawet w górach, ale ci nie wyzywają od Berberów, tylko z dumą pokazują na siebie mówiąc "Berber" ;)
Na około 2000 metrów droga zaczyna prowadzić wzdłuż malowniczych żółtych szczytów
A z drugiej strony znajdują sie surowe skały, niesamowite wrażenie
Tuż przed małą przełęczą warto odwrócić się do tyłu
I obejrzeć malowniczy Atlas Wysoki :)
Ruch na drodze jak widać niewielki, choć ciągle coś jedzie
Asfalt i widoki ciągle w dobrej kondycji ;)
W końcu widać przełęcz Tizi-n-Tichka!
I szybka pamiątkowa fotka, choć wjazd na przełęcz był lekko oszukany :)
Niestety konsumpcja musiała się odbyć trochę dalej, bo na przełęczy nie odstępowali nas natrętni sprzedawcy-nie-wiadomo-czego
Marokańczycy doskonale wykorzystują przestrzeń "w" i "na" samochodach...
Za przełęczą otworzył nam się widok na południową stronę Atlasu
Wróciła czerwona ziemia
A dolina rzeki zieleniła się
To zdjęcie świetnie pokazuje jak "szybko" zmieniają się skały w Atlasie Wysokim
Pomimo ostrego słońca było dość chłodno...
Ale jak jest zjazd i ładny widok, to musi być wesoło
W mijanych wioskach zaczęły pojawiać się kasby, czyli lokalne fortece
Nocleg znaleźliśmy dopiero po zmroku, w Maroku niełatwo jest o dobre miejsce pod namiot. W odludnych miejscach królują skały, a doliny rzek są poprzecinane rowami melioracyjnymi.
Rano powitały nas owce
Przez znaczną część dnia jechaliśmy w dół rzeki Asif Imini, co od razu widać po bujnej zieleni
Na niebie pokazały się chmury
A my mijaliśmy wojownicze słomiane żółwie
I miniaturowe wioski
Ta zielona góra wyglądała jak doklejona ;)
Zwietrzałe skały były jak ucięte wielkim nożem - niemal jak Wielki Kanion w Kolorado
i wyrzeźbione w ciekawy sposób
W pewnym momencie odbiliśmy w boczną drogę
Temperatura przekraczała 40*, do tego silnie wiało od Sahary
W wiosce Ait Ben Hadou spotkaliśmy stjuningowanego osiołka
Sama wioska, choć już niezamieszkana jest wyjątkowo malownicza. Nakręcono w niej wiele filmów, m.in. Jezusa z Nazaretu, Gladiatora, Aleksandra i inne "pustynno- starożytne" produkcje.
Przed samą wioską płynie okresowa rzeka, we wrześniu ma ona postać wysuszonej skorupy
Wewnątrz nie ma nic ciekawego do zwiedzania, spokojnie można poprzestać na obejrzeniu ksaru z dalszej perspektywy
W drodze do Ouarzazate jedziemy przez półpustynne tereny
Silny boczny i wmordowy wiatr czasami zatrzymuje nas nawet na zjazdach
W końcu docieramy do Ouarzazate, marokańskiego Hollywood ;), w tle słynne studio filmowe
Na twarzy Maćka widoczne zmęczenie, choć nie zawsze w Maroku mówiono nam prawdę, to o Ouarzazate nikt nie kłamał - położone między Saharą a dwoma pasmami górskimi miasto, to prawdziwa brama do piekła
Wieczorem wsiadamy w autobus do Boulame Dades.
Wczesnym rankiem, by uniknąć upału, jedziemy odwiedzić wąwóz Dades.
Wszyscy członkowie ekipy jednogłośnie stwierdzaili, że te 30 km były jednymi z najpiękniejszych na naszej trasie
Co kilka kilometrów mijaliśmy piękne wioski
A samochody mijały nas dość rzadko
Mała rzeczka Dades daje dolinie dużo życia i koloru
Na tej wysokości głównymi drzewami był figowce (niestety z niedojrzałymi jeszcze owocami)
Po ponad 20 km podjazdów i zjazdów docieramy do przełęczy i pierwszego przewężenia w kanionie
To świetne miejsce na drobną naprawę roweru :)
W końcu też z bliska możemy spojrzeć na rzeczkę, która zrobiła tu takie "zamieszanie"
Przed nami kilka serpentyn
I podziwiamy w olbrzymim wietrze widok na ostatni fragment kanionu
Po drugiej stronie widoki wciąż zachwycają
Naszą wycieczkę do Dades kończymy w drugim przewężeniu. Zaraz po tym zdjęciu zatrzymujemy Collective Taxi i z rowerami na dachu zjeżdżamy 30 km z powrotem do Boulame Dades
Zaraz za miastem trafiamy na burzę piaskową, którą szczęśliwie przeczekujemy na stacji (następny budynek był za ok. 20 km). Zdjęcie pokazuje ją już w oddali :)
Droga do Tinerhiru ułożyła nam się wyśmienicie: świetny asfalt, lekko z górki i wiatr w plecy
Do tego krajobrazy były godne uwagi...
a nawet szerszej uwagi :)
Po drodze mieliśmy mini przełęcz o ciekawym kształcie
Na wszelki wypadek trzeba było uzupełnić płyny
Gdzieś tam w górach jest wielka kopalnia srebra, niestety dowiedzieliśmy się o tym już kilkaset km dalej :(
W Tinerhirze, z braku innych możliwości, zjedliśmy w restauracji w europejskim stylu
Ale sok był już marokański - czyli 100% pomarańczy :)
Wieczorem szukając zejścia do oazy spotykamy Abdula, który zaprasza nas do swojego "gospodarstwa agroturystycznego" za swojskie "co łaska"
W domu jest też mały Osama :)
A dla nowożeńców znajduje się godne łoże :)
Rano oglądamy inwentarz
Małpka najpierw poznaje Tajemnicę Rzepów
A później nie daje rady Tajemnicy Małego Pieprzyka ;)
Są też wielbłądy do fotografii dla turystów
My ruszamy wzdłuż wąwozu Todra
Od kilku dni na niebie pojawiają się chmury: czasami zasłaniają niebo nawet na kilka godzin, tutaj wersja light
Wspinamy się w górę wąwozu Todra
Po kilkunastu kilometrach rzeka wdziera się między skały
Kilkusetmetrowe skały wąwozu Todra
Poranek w wąwozie jest jeszcze cichy i spokojny
Gdy wyjeżdżamy pojawiają się pierwsze autobusy z turystami - jesteśmy dla nich atrakcją niemniejszą, niż kanion :)
Zawracamy z powrotem do Tinerhiru - teraz, gdy słońce zmieniło położenie, możemy obejrzeć piękno doliny
W położonym niżej niż Dades wąwozie Todra dominują palmy daktylowe
Wieczór następnego dnia, ze względu na problemy zdrowotne, spędzamy w autobusie do Erfoudu by rano ruszyć już rowerem przez Saharę
Początkowo jedzie się przyjemnie...
Do Hassi Labied przy ergu Chebbi docieramy w samo południe - 50 km w pełnym słońcu na pustyni nas dosłownie zmasakrowało
Okoliczne dzieciaki były również spragnione :)
Po odpoczynku u Couchsurfera Mohammeda, decydujemy się spędzić noc na pustyni w zastępstwie schorowanych niemieckich backpackerów
Za ok. 200 zł za dwie osoby wyruszamy wielbłądami
Początkowo zabawa była niezła
Można było zrobić ciekawe fotki
I z bliska podziwiać wydmy
Potem jednak poczuliśmy się jak paskudni kolonialiści, którym usługują biedni miejscowi :(
Pustynia również nie wyglądała najefektowniej, bo pojawiły się ciężkie chmury
Z zachodu słońca niewiele więc wyszło
Do obozu docieramy po zmroku, gdzie czeka na nas wyjątkowo dobry tadżin. Długo rozmawiamy z naszym "przewodnikiem", który okazał się bardzo bystrym gościem - niestety z brakiem perspektyw na zmianę zajęcia. A my w trakcie kolacji rozkoszujemy się 30 sekundowym deszczem
Rano ruszamy wcześnie i już nie męczymy zwierzaków
Pokornie idziemy razem z nimi
Do Hassi Labied jest ok. 1,5 h szybkiego marszu
Wielbłądy też ludzie ;)
Rano fotografujemy postępującą globalizację
Marokański jogurt jest trudniej dostępny niż Danone...
Ze względu na uciekający czas, choroby, popsute autobusy i inne plagi przyspieszamy wycieczkę, a zdjęcia robimy z autobusu
Różnymi środkami lokomocji jedziemy z Erfoudu do Mideltu niemal cały dzień
Po drodze mijamy wąwóz Ziz - równie piękny jak zwiedzane Dades i Todra
Malownicza droga wspina sie niemal na 2000 m n.p.m., a nasz kierowca nie zwalnia
Całą drogę słyszymy jak coś wali o dach autobusu - mamy nadzieje, że to nie nasze rowery
Mijając ostatnią tego dnia przełęcz opuszczamy Atlas Wysoki
Powered by
Phoca
Gallery
mapa strony